Relacja nr 1. Bajkał - lipiec 2012
Siedem tysięcy kilometrów za nami.
7.000 km.
Co to znaczy, tak właściwie?
Suche dane:
To odległość między Bielskiem a Gdańskiem, pomnożona razy 12.
To dwukrotnie dalej, niż z Warszawy do najdalszego południowo-zachodniego zakątka naszego kontynentu.
To ponad jedna szósta obwodu kuli ziemskiej na poziomie równika.
W podróży natomiast:
Samolotem, to kilka- lub kilkanaście godzin lotu i najczęściej jakaś doba lub dwie biegunki.
Rowerem, to uznanie grona podróżników i uznanie „zwykłego człowieka”.
Pieszo, to uznanie większego grona podróżników i troska o stan umysłu ze strony „zwykłego człowieka”.
A samochodem? Załadowanym wanem z dwoma motocyklami na jednoosiowej przyczepce?
To przede wszystkim ciągła koncentracja. Wyczulenie na każdą dziurę, każdy poprzeczny rowek. Przyczepa nie jest amortyzowana, więc każdy większy cios ze strony asfaltu może przechylić motocykle i, w najlepszym przypadku, oprzeć je o siebie, uszkadzając przynajmniej jeden z nich. W gorszym przewrócić poważnie uszkadzając. W najgorszym może gwałtownie rozerwać oponę doprowadzając do wywrotki przyczepy i zniszczenia wiezionego sprzętu.
7.000 km.
Co to znaczy, tak właściwie?
Suche dane:
To odległość między Bielskiem a Gdańskiem, pomnożona razy 12.
To dwukrotnie dalej, niż z Warszawy do najdalszego południowo-zachodniego zakątka naszego kontynentu.
To ponad jedna szósta obwodu kuli ziemskiej na poziomie równika.
W podróży natomiast:
Samolotem, to kilka- lub kilkanaście godzin lotu i najczęściej jakaś doba lub dwie biegunki.
Rowerem, to uznanie grona podróżników i uznanie „zwykłego człowieka”.
Pieszo, to uznanie większego grona podróżników i troska o stan umysłu ze strony „zwykłego człowieka”.
A samochodem? Załadowanym wanem z dwoma motocyklami na jednoosiowej przyczepce?
To przede wszystkim ciągła koncentracja. Wyczulenie na każdą dziurę, każdy poprzeczny rowek. Przyczepa nie jest amortyzowana, więc każdy większy cios ze strony asfaltu może przechylić motocykle i, w najlepszym przypadku, oprzeć je o siebie, uszkadzając przynajmniej jeden z nich. W gorszym przewrócić poważnie uszkadzając. W najgorszym może gwałtownie rozerwać oponę doprowadzając do wywrotki przyczepy i zniszczenia wiezionego sprzętu.
To również dystans do pokonania. To wiele godzin w ciasnym wnętrzu, spania na niewygodnym siedzeniu, głównie w czasie jazdy, gdy za kierownicą siedzi twój zmiennik. To zmęczony wzrok, bolący kręgosłup, głowa. To stres związany z różnymi niespodziewanymi wydarzeniami na drodze (których przy takim dystansie jest relatywnie dużo).
Ale to nie tylko przykre i trudne doznania.
Ale to nie tylko przykre i trudne doznania.
Witam serdecznie.
Kolejna podróż, kolejne relacje.
Trzy tygodnie temu dostałem propozycję od Roberta (zwanego Loczkiem), żeby wspomóc go w organizowaniu wyprawy motocyklowej nad Bajkał. Chociaż smak omula bajkalskiego jest mi już znany, to pomysł powrotu nad Bajkał i zobaczenia miejsc, których nie odwiedziłem wcześniej wydał mi się atrakcyjny. No i ta idea przejazdu przez pół Rosji. Przyjąłem propozycję.
Loczek z Wołowa, ja z Bielska. Spotkaliśmy się „w pół drogi”, czyli w Piotrkowie Trybunalskim tydzień temu, w niedzielę. Z powodu niestandardowego „ładunku”, czyli czterech motocykli, wybraliśmy przejazd przez tylko jedną granicę – by uniknąć zbędnych komplikacji. Obraliśmy więc kierunek na Łotwę.
Kolejna podróż, kolejne relacje.
Trzy tygodnie temu dostałem propozycję od Roberta (zwanego Loczkiem), żeby wspomóc go w organizowaniu wyprawy motocyklowej nad Bajkał. Chociaż smak omula bajkalskiego jest mi już znany, to pomysł powrotu nad Bajkał i zobaczenia miejsc, których nie odwiedziłem wcześniej wydał mi się atrakcyjny. No i ta idea przejazdu przez pół Rosji. Przyjąłem propozycję.
Loczek z Wołowa, ja z Bielska. Spotkaliśmy się „w pół drogi”, czyli w Piotrkowie Trybunalskim tydzień temu, w niedzielę. Z powodu niestandardowego „ładunku”, czyli czterech motocykli, wybraliśmy przejazd przez tylko jedną granicę – by uniknąć zbędnych komplikacji. Obraliśmy więc kierunek na Łotwę.
Granicę udało się przekroczyć w stosunkowo łatwy sposób, poświęcając na to jedynie 8 godzin (pamiętacie te czasy, gdy tyle czekało się na przejściu polsko-niemieckim?…). Znaczna część z tego czasu, to oczekiwanie na wpuszczenie na teren granicy. Sama kontrola graniczna i wypełnianie dokumentów przebiegło sprawnie, dzięki właściwemu przygotowaniu Loczka do tej procedury. Tu wspomnieć warto, że Loczek jest już znany tym, którzy czytali moje relacje z wcześniejszych wypraw. Wzmianka o nim i jego Szanownej Małżonce pojawia się w relacji nr 5 z Mongolii.
Na zdjęciu: Ural. Na granicy między Europą i Azją.
Po przekroczeniu granicy w planach mieliśmy zmierzenie się z różnorakimi niebezpieczeństwami.
Regularnym zagrożeniem (głównie dla kieszeni) miały stać się spotkania z rosyjską policją, które to spotkania obrosły już legendą.
Przed kolejnymi atrakcjami ostrzegał nas kierowca jednego z tirów stojących na granicy – Litwin. Czekał on już ponad dobę na samochody do konwoju, z którym mógłby wyruszyć do Moskwy. Sam nie chciał jechać z powodu cennego ładunku, który wiózł. Ostrzegał nas on przed bandytami działającymi na trasie pomiędzy granicą łotewską a Moskwą oraz dalej, do tysiąca kilometrów za Moskwą w stronę Uralu.
No i oczywiście nie mogliśmy się już doczekać walki z rosyjskimi drogami: z dziurami, szutrem, szalonymi kierowcami ciężarówek (szalonymi, bo pijanymi). A także i wieloma innymi niespodziewanymi niespodziankami.
Regularnym zagrożeniem (głównie dla kieszeni) miały stać się spotkania z rosyjską policją, które to spotkania obrosły już legendą.
Przed kolejnymi atrakcjami ostrzegał nas kierowca jednego z tirów stojących na granicy – Litwin. Czekał on już ponad dobę na samochody do konwoju, z którym mógłby wyruszyć do Moskwy. Sam nie chciał jechać z powodu cennego ładunku, który wiózł. Ostrzegał nas on przed bandytami działającymi na trasie pomiędzy granicą łotewską a Moskwą oraz dalej, do tysiąca kilometrów za Moskwą w stronę Uralu.
No i oczywiście nie mogliśmy się już doczekać walki z rosyjskimi drogami: z dziurami, szutrem, szalonymi kierowcami ciężarówek (szalonymi, bo pijanymi). A także i wieloma innymi niespodziewanymi niespodziankami.
A tymczasem…
Kontakt z policją mieliśmy bodajże trzykrotny. Raz ograniczył się do sprawdzenia dowodu rejestracyjnego samochodu, za drugim razem do dowodu rejestracyjnego dołączyło prawo jazdy. Za trzecim razem spotkaliśmy się z nieoczekiwaną propozycją. Policjant, młody chłopak z ogniem w oczach, gdy patrzył na bmw 650 dakar zaparkowany na przyczepce, zapytał o wartość tego pojazdu w naszym kraju. Rzuciłem kwotę 2000 euro – mocno zaniżoną. Policjantowi zaświeciły się oczy i… zaproponował, że daje gotówką tysiąc – tu i teraz. I że drugi raz takiej propozycji nie będzie.
Przez następne 1000 (nota bene) kilometrów pluliśmy sobie w brody, że zgodnie z papierami podpisanymi na granicy motocykl MUSI wrócić do Polski. Taka propozycja!
Tyle więc strachu ze strony policji. Żadnej propozycji łapówki, żadnego wymuszania popełnienia wykroczenia, żadnych nieprzyjemności.
Na zdjęciu: Przydrożny nagrobek.
Mam pewną teorię, dlaczego tak się dzieje. Otóż od całkiem niedawna, bo od początku tego roku, w Rosji służą nie milicjanci, a policjanci. Drobna, wydawałoby się, zmiana, ale... Podejrzewam, że szef policji tuż przed tą zmianą (a więc wtedy jeszcze milicji) został wezwany przez Ministra Spraw Wewnętrznych. Taka to rozmowa mogła się toczyć za zamkniętymi drzwiami (tu przepraszam za nieparlamentarne wyrazy – mamy jednak do czynienia z przedstawicielami Rosyjskich Służb Mundurowych. Twardymi facetami, co to nie zamawiają na obiad filet z piersi z kurczaka w panierce z dodatkiem kurkumy, który popijają zieloną herbatą w temperaturze 80 st. Celsiusza, na śniadanie jedzą ciemny chleb z rzodkiewką, a kolację jedzą NAJPÓŹNIEJ o 18. O nie. Na obiad i kolację jedzą oni głównie otłuszczoną golonkę wieprzową popijając stakańczykiem spirytusu, dzień zaś zaczynają od kilogramowej połci boczku):
MORSOW (Minister, twardy człowiek zza koła polarnego):
– Słuchajcie, k…, Łaminosow. Najwyższy podjął decyzję, że macie się zmienić. Ludzie was, k…, nie lubią. Normalni, k…, ludzie, wam nie ufają. Najwyższego pomysł jest taki, że wam, k…, nazwę zmienimy. Policja będziecie. Wasza robota, to się do tego, k…, dopasować. Macie być jak POLICJA, a nie MILICJA. Jasne? Normalnych, k…, obywateli w spokoju zostawić, łapówek nie wymuszać, po ludzku gadać, piwo w parkach pić pozwolić, na czerwonym czasami pozwolić przechodzić – jak nic nie jedzie. A za bandytów się zabrać. I szansy mi, k…, nie zmarnować, sprawy nie spier…, bo trzeciej nazwy dla waszej służby NIE MA. JASNE?
ŁAMINOSOW (Szef Milicji, wkrótce Policji - nawrócony kryminalista, gorliwy wyznawca bezwzględnej walki z przestępczością):
– TAK JEST!
No i proszę – potencjalne problemy jak ręką odjął… 5500 km w Rosji zaliczone, piwo w parku również, jeszcze dla potwierdzenia teorii muszę się przejść na czerwonym.
MORSOW (Minister, twardy człowiek zza koła polarnego):
– Słuchajcie, k…, Łaminosow. Najwyższy podjął decyzję, że macie się zmienić. Ludzie was, k…, nie lubią. Normalni, k…, ludzie, wam nie ufają. Najwyższego pomysł jest taki, że wam, k…, nazwę zmienimy. Policja będziecie. Wasza robota, to się do tego, k…, dopasować. Macie być jak POLICJA, a nie MILICJA. Jasne? Normalnych, k…, obywateli w spokoju zostawić, łapówek nie wymuszać, po ludzku gadać, piwo w parkach pić pozwolić, na czerwonym czasami pozwolić przechodzić – jak nic nie jedzie. A za bandytów się zabrać. I szansy mi, k…, nie zmarnować, sprawy nie spier…, bo trzeciej nazwy dla waszej służby NIE MA. JASNE?
ŁAMINOSOW (Szef Milicji, wkrótce Policji - nawrócony kryminalista, gorliwy wyznawca bezwzględnej walki z przestępczością):
– TAK JEST!
No i proszę – potencjalne problemy jak ręką odjął… 5500 km w Rosji zaliczone, piwo w parku również, jeszcze dla potwierdzenia teorii muszę się przejść na czerwonym.
Bandytów na trakcie również udało się uniknąć. Na jeden z noclegów (nazywam tak dwu- trzygodzinną przerwę w podróży spędzoną w samochodzie, prawie każdej nocy, gdy już obaj lecieliśmy na pyski i nikt nie miał siły prowadzić) pod Moskwą zatrzymaliśmy się na parkingu strzeżonym dla tirów, których to parkingów sporo na trasie. Natomiast później „nocowaliśmy” już po prostu na poboczu drogi. Żadnych problemów.
Na zdjęciu: Syberia zachodnia. Dominują w tej okolicy tereny podmokłe.
Na zdjęciu: Syberia środkowa. Początek tajgi.
Z tego jednak zasady robić nie można. Nam się udało, owszem. Mówimy jednak o trasie, gdzie pomiędzy dwoma sąsiednimi miastami zmieściłyby się dwie Irlandie. Widzieliśmy znany sprzed lat patent na napad na kierowców: „zepsuty” samochód, koło którego kręci się kilku gości i jeden z nich, z nieproporcjonalnym do wydarzenia zapałem, stara się zatrzymać przejeżdżające samochody. Widzieliśmy również samochód skatowany po wypadku, którego blachy były powyginane na wszystkie strony, koło z lewej strony byłe skręcone pod kątem 45 stopni w stosunku do osi pojazdu i który jechał do cywilizacji najwyraźniej nie mogąc polegać na jakikolwiek serwis na trasie. Widzieliśmy tira, który spod felgi sypał iskrami. Felgi, na której nie pozostał już ani kawałek opony, a na wykrzyczane podczas wyprzedzania: „Szina!” („Opona!”) odkrzykiwał „Normalna!”. W takich miejscach, gdy jesteś zdany sam na siebie, spotkać może cię wszystko. Dlatego uważam, że mieliśmy szczęście.
Na zdjęciu: Syberyjska stacja benzynowa, a pod jej lampami ślady obecności wyjątkowo licznych mieszkańców tej krainy.
Pijanych kierowców, którzy stwarzaliby dla nas zagrożenie, również nie spotkaliśmy. Wręcz przeciwnie: jazda po rosyjskich drogach jest przyjemna, kierowcy współpracują ze sobą, szczególnie podczas wyprzedzania. A co do stanu samych dróg. Są odcinki paskudne: szuter i lecące na wszystkie strony kamienie, dziury wielkości łady oki, itp.
Ale również są i utrudnienia w postaci licznych remontów dróg. A to akurat przynosi pozytywne skutki. Jeśli nie już (coraz liczniejsze odcinki gładkie jak stół), to w niedalekiej przyszłości.
I to by było na tyle w relacji nr 1. Na zakończenie jeszcze kilka nieoczywistych widoków z Irkucka, w którym jesteśmy obecnie, szlifując turnus zaczynający się 16 lipca i przygotowując się na przyjazd klientów.
I to by było na tyle w relacji nr 1. Na zakończenie jeszcze kilka nieoczywistych widoków z Irkucka, w którym jesteśmy obecnie, szlifując turnus zaczynający się 16 lipca i przygotowując się na przyjazd klientów.
Na zdjęciu: Angara. jedyna rzeka wypływająca z Bajkału.
Na zdjęciu: Dworzec Kolei Transsyberyjskiej. Widok w kierunku na Pekin.
Wkrótce część 2 – zapraszam już teraz!