Sri Lanka, część 6
Grupa dzieciaków w miejscowości Pilimathalawa.
Zboczyliśmy tu z głównej drogi, żeby zobaczyć tę świątynkę, Gadaladenija Radżamaha Viharaja.
To właściwie (niewielki) kompleks świątynny.
W samym tym głównym budynku dwa zdjęcia powyżej znajdują się cztery pomieszczenia, każdy z posągiem Buddy. Niektóre w stanie lepszym (!)...
...inne, niestety, gorszym. to o tym miejscu wspominałem wcześniej, pisząc o Polonnaruwie.
Całe pomieszczenie jest w pleśni, co nie wróży mu zbyt dobrze.
Nie wszystkie jednak obiekty na terenie kompleksu niszczeją. Rozmawiałem z gospodarzem tego miejsca (rzadko to spotykane, móc tu porozmawiać z kimś po angielsku, i do tego sensownie) i on nie wróżył świątyni zbyt dobrze, ponieważ pieniędzy na renowacje od rządu nie dostają. Zamieszczam link do świątyni: http://gadaladeniyarajamahaviharaya.lk/ . Gdyby ktoś miał ochotę ich wesprzeć, to jest taka możliwość (może jacyś studenci konserwacji zabytków w ramach praktyk?...).
Piękne, ażurowe rzeźbienia w kamieniu.
Ruszamy w kierunku Nuwara Elija.
Z każdym kilometrem coraz wyżej.
Okolica piękna, a i infrastruktury na porządnym, europejskim poziomie nie brakuje.
Wodospad Ramboda, część dolna.
Jedna z licznych w tej okolicy plantacji herbaty.
Za herbatę odpowiadają, a jakże, Brytyjczycy.
Odkryli oni te tereny na początku XIX wieku. Pod koniec lat 20-tych XIX wieku w miejscu pobliskiej Nuwara Eliji powstało sanatorium.
Zaobserwowano, że w tej okolicy znakomicie rosną "brytyjskie" warzywa i owoce, próbowano również sadzić kawę.
Niestety, pola kawy zniszczyła choroba i plantatorzy przerzucili się na herbatę. Z powodzeniem. A dlaczego "niestety"? Bo prawdziwą kawę mieliśmy wypić dopiero po prawie 10 dniach od przylotu! Ratowaliśmy się rozpuszczalnym dramatem kupionym w Negombo, a prawdziwej, zaparzanej kawy, co wydawałoby się niemożliwe, nie udało nam się kupić w całym kraju. Poza jednym miejscem, ale to dopiero jutro.
Na polach pracują tamilskie kobiety, często z Półwyspu Indyjskiego.
Pracują bardzo ciężko, a za cały dzień napełniania worka listkami ze szczytów gałązek krzewów dostają ok. 500 rupii (czyli równowartość ok. 10 zł).
Co absolutnie nie oznacza, że cena herbaty w przyplantacyjnych herbaciarniach jest niska. Najdroższe oscylują wokół 200 zł za 100 gr (tzw. golden tips), zdecydowanie taniej można je dostać w specjalistycznych sklepach w Kolombo (nota bene razem z nami w sklepie był młody, może 25-letni Rosjanin, który w swoim koszyku miał herbatę już za, lekko licząc, 2.000 zł...).
Niemniej wizyta w sklepie, w którym herbaty są pogrupowane w zależności od wielkości frakcji, sposobu suszenia, fermentowania, to niezapomniane wydarzenie. A wizyta w przysklepowej herbaciarni - obowiązkowa!
Niemniej wizyta w sklepie, w którym herbaty są pogrupowane w zależności od wielkości frakcji, sposobu suszenia, fermentowania, to niezapomniane wydarzenie. A wizyta w przysklepowej herbaciarni - obowiązkowa!
Po chłodnej nocy w Nuwara Elija (wys. 1.889 m n.p.m.) ruszamy jeszcze wyżej, w kierunku Horton Plains, gdzie mamy zamiar przejechać drogą publiczną B508.
Droga imponująca.
Daga daje znać, że jeszcze żyje, bo duszę na ramieniu kilkukrotnie miała - zwłaszcza, gdy siedziała od strony przepaści...
A widoki przepiękne. Na górze czekała na nas niespodzianka - wjazd do parku narodowego Horton Plains, ponieważ przez taki park droga prowadzi. Niestety, atlas o tym zapomniał wspomnieć. Koszt dla nas został ustalony na 6.000 rupii (ok. 120 zł) - za przejazd dziesięciokilometrowym odcinkiem...
Pola uprawne.
Wspominałem powyżej o dobrych warunkach dla wzrostu "brytyjskich" warzyw i owoców. Żeby nie być gołosłownym: zagony kapusty.
c.d.n.
c.d.n.