Tajlandia, część 1
Witam serdecznie.
Rok 2020 miał być odmienny od lat wcześniejszych. Niemniej w połowie zimy 2019/20 niewiele jeszcze o tym świadczyło. Sytuacja w świecie była dość spokojna, jedynie z południowo-wschodniej części Azji docierały informacje o kolejnej epidemii. Kolejnej, ponieważ o epidemiach w tamtej okolicy słyszało się regularnie: SARS w latach 2002-2003, ptasia grypa H5N1 w latach 2003-2006, MERS w Korei w 2015... Informacja ta nie wzbudzała ponadprzeciętnego niepokoju, więc ze spokojem kupiliśmy bilety do Tajlandii.
Po przeżyciach z Senegalu potrzebowaliśmy odpoczynku w kraju, który zna turystów, rozumie turystów, z turystyki się utrzymuje. Stąd Tajlandia. Ale oczywiście nie w sposób, w jaki podróżuje większość turystów... Pomimo informacji o ogromnej liczbie osób zmarłych w wyniku wypadków drogowych (22,5 tys. osób w 2016 roku, 10 miejsce na świecie) zdecydowaliśmy się wynająć samochód i poznać Tajlandię spoza turystycznych folderów. Jak to wyszło, co zobaczyliśmy i w jaki sposób na naszą podróż wpłynęła pandemia SARS-CoV-2 opowiem poniżej. Zapraszam do lektury.
Rok 2020 miał być odmienny od lat wcześniejszych. Niemniej w połowie zimy 2019/20 niewiele jeszcze o tym świadczyło. Sytuacja w świecie była dość spokojna, jedynie z południowo-wschodniej części Azji docierały informacje o kolejnej epidemii. Kolejnej, ponieważ o epidemiach w tamtej okolicy słyszało się regularnie: SARS w latach 2002-2003, ptasia grypa H5N1 w latach 2003-2006, MERS w Korei w 2015... Informacja ta nie wzbudzała ponadprzeciętnego niepokoju, więc ze spokojem kupiliśmy bilety do Tajlandii.
Po przeżyciach z Senegalu potrzebowaliśmy odpoczynku w kraju, który zna turystów, rozumie turystów, z turystyki się utrzymuje. Stąd Tajlandia. Ale oczywiście nie w sposób, w jaki podróżuje większość turystów... Pomimo informacji o ogromnej liczbie osób zmarłych w wyniku wypadków drogowych (22,5 tys. osób w 2016 roku, 10 miejsce na świecie) zdecydowaliśmy się wynająć samochód i poznać Tajlandię spoza turystycznych folderów. Jak to wyszło, co zobaczyliśmy i w jaki sposób na naszą podróż wpłynęła pandemia SARS-CoV-2 opowiem poniżej. Zapraszam do lektury.
Do Bangkoku przylecieliśmy z Krakowa z przesiadką w Dubaju. Pierwszy dzień zaplanowaliśmy na zregenerowanie sił po przylocie i zapoznanie się z centrum miasta. Samochód mieliśmy wynająć dopiero na drugi dzień, stąd podróż pomiędzy lotniskiem a hotelem szybką koleją oraz autobusem. Za autobus z zewnątrz nie dawaliśmy złamanego grosza, tymczasem w środku wszystko działało zaskakująco dobrze - włącznie z klimatyzacją. Co przy trzydziestukilku stopniach i dużej wilgotności miało ogromne znaczenie.
Dojeżdżamy do centrum miasta.
Dojeżdżamy do centrum miasta.
Pierwsza rzecz, która przykuwa moją uwagę po przylocie do krajów takich, jak Tajlandia, czyli napowietrzne linie energetyczne.
I ich połączenia. Słyszałem, że prowadzenie linii napowietrznych ma uzasadnienie w krajach narażonych na trzęsienia ziemi - ale nie mam pewności, czy tak jest naprawdę. Na pewno naprawa pozrywanych przewodów biegnących nad ziemią jet łatwiejsza, więc być może odrobina prawdy w tym jest.
Dzielnica Bangkoku, w której mieszkaliśmy - okolice słynnej ulicy Khao San - to dość typowa dla Azji mieszanka sklepów, ciasnych uliczek, licznych knajpek. Oraz salonów masażu, typowych dla Tajlandii.
Między knajpkami poutykane są straganiki ze znakomitym jedzeniem.
Serwujące, m.in., pyszne naleśniki z bananami.
Kilka ładniejszych obiektów w tej części miasta można tu znaleźć. To jeden z nich: położony na brzegu rzeki Menam Fort Phra Sumen.
Zwiedzanie ciekawszych miejsc w Bangkoku zostawiliśmy sobie na ostatni dzień pobytu w Tajlandii.
Zwiedzanie ciekawszych miejsc w Bangkoku zostawiliśmy sobie na ostatni dzień pobytu w Tajlandii.
Mała świątynka położona nad jednym z licznych kanałów.
Nota bene - ciekawe, czy znacie pełną nazwę aktualnej stolicy Tajlandii?
Jeśli nie, to służę uprzejmie - w tłumaczeniu jest to: „Miasto aniołów, wielkie miasto [i] rezydencja świętego klejnotu Indry [Szmaragdowego Buddy], niezdobyte miasto Boga, wielka stolica świata, ozdobiona dziewięcioma bezcennymi kamieniami szlachetnymi, pełne ogromnych pałaców królewskich, równającym niebiańskiemu domowi odrodzonego Boga; miasto, podarowane przez Indrę i zbudowane przez Wiszwakarmana.". W transkrypcji angielskiej wygląda to tak: „Krung Thep Mahanakhon Amon Rattanakosin Mahinthara Ayuthaya Mahadilok Phop Noppharat Ratchathani Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amon Piman Awatan Sathit Sakkathattiya Witsanukam Prasit", a w oryginale, żeby jeszcze utrudnić sprawę, tak: „กรุงเทพมหานคร อมรรัตนโกสินทร์ มหินทรายุธยามหาดิลก ภพนพรัตน์ ราชธานีบุรีรมย์ อุดมราชนิเวศน์ มหาสถาน อมรพิมาน อวตารสถิต สักกะทัตติยะ วิษณุกรรมประสิทธิ์".
Niezależnie od megalomanii powyższej nazwy faktem jest, że jest to ogromne miasto zamieszkane przez oficjalnie niecałe 6 mln osób (nieoficjalnie możliwe, że nawet 9) stanowiące jeden z najważniejszych ośrodków miejskich Azji Południowo-Wschodniej.
Nota bene - ciekawe, czy znacie pełną nazwę aktualnej stolicy Tajlandii?
Jeśli nie, to służę uprzejmie - w tłumaczeniu jest to: „Miasto aniołów, wielkie miasto [i] rezydencja świętego klejnotu Indry [Szmaragdowego Buddy], niezdobyte miasto Boga, wielka stolica świata, ozdobiona dziewięcioma bezcennymi kamieniami szlachetnymi, pełne ogromnych pałaców królewskich, równającym niebiańskiemu domowi odrodzonego Boga; miasto, podarowane przez Indrę i zbudowane przez Wiszwakarmana.". W transkrypcji angielskiej wygląda to tak: „Krung Thep Mahanakhon Amon Rattanakosin Mahinthara Ayuthaya Mahadilok Phop Noppharat Ratchathani Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amon Piman Awatan Sathit Sakkathattiya Witsanukam Prasit", a w oryginale, żeby jeszcze utrudnić sprawę, tak: „กรุงเทพมหานคร อมรรัตนโกสินทร์ มหินทรายุธยามหาดิลก ภพนพรัตน์ ราชธานีบุรีรมย์ อุดมราชนิเวศน์ มหาสถาน อมรพิมาน อวตารสถิต สักกะทัตติยะ วิษณุกรรมประสิทธิ์".
Niezależnie od megalomanii powyższej nazwy faktem jest, że jest to ogromne miasto zamieszkane przez oficjalnie niecałe 6 mln osób (nieoficjalnie możliwe, że nawet 9) stanowiące jeden z najważniejszych ośrodków miejskich Azji Południowo-Wschodniej.
I, co nie bez znaczenia w świetle naszych planów, potwornie zakorkowane...
Samochód odebrany z wypożyczalni. Można ruszać w drogę! Z tym że podczas gdy znakomita większość turystów rusza na południe, nad morze - my kierujemy się na północ.
A pierwszy postój, kilkadziesiąt kilometrów na północ od Bangkoku, to Ajutthaja...
...z fantastycznym parkiem historycznym wypełnionym świątyniami w stylu kambodżańskim...
...oraz lankijskim.
Ok. 400 świątyń pochodzących z końca XIV i XV wieku jest rozrzuconych na stosunkowo niewielkim obszarze.
Miasto niszczało od czasu zdobycia go przez wojska birmańskie w 1767 roku. Proces został zatrzymany dopiero w 1982 roku objęciem go ochroną.
Wszędzie napotykaliśmy się na różnego rodzaju religijne artefakty.
Często takie, na których wiatr, deszcz i słońce odcisnęły swoje piętno.
Niektóre świątynie jednak były pięknie odnowione. Jak ta - Wihan Phra Mongkhon Bophit - chroniąca w swoim wnętrzu jeden z największych w Tajlandii, 12,5-metrowy posąg Buddy.
Oraz wiele innych, mniejszych posążków...
...stopniowo pokrywanych płatkami złota.
Przed świątynią.
Bezpośrednio do tej świątyni przylega układ trzech stup w stylu lankijskim.
Podniszczone, ale wyjątkowo klimatyczne miejsca.
Jeden z najbardziej ikonicznych obrazów w Tajlandii - przedstawiany na licznych pocztówkach, w przewodnikach: głowa Buddy w korzeniach drzewa przy świątyni Wat Mahathat.
I kolejna z ajutthajskich świątyń: Wat Ratchaburana. A dokładniej rzecz ujmując - jej pozostałości z imponującą wieżą.
W ruinach.
Zdobienia wieży.
Pozostałości posągu Buddy.
Widok z wieży.
Jeszcze jedno ujęcie kompleksu.
Wyjeżdżamy z Ajutthaji i dzięki właśnemu środkowi transportu możemy dotrzeć w miejsca, gdzie turystów właściwie się nie spotyka. Tu: w świątyni Wat Muang w In Buri. Często spotykaliśmy takie nieco naiwne wizerunki dzieci - czy to w świątyniach (być może to nawet wizerunek samego Buddy), czy na pomnikach wojskowych (o czym będzie mowa w ostatniej lub przedostatniej części relacji) .
Motyw Koła Dharmy, ważnego buddyjskiego symbolu.
Malunki naścienne - tu o dość makabrycznym przekazie.
W miasteczku.
Przeuroczy stary baner reklamowy, który służy jako obrus na targu spożywczym w Uttaradit.
I dalej, na północ!
Na kiermaszu na jednej z górskich przełęczy, które mijaliśmy po drodze.
Wejście do sklepu sieci Makro w Phrae. Wizerunek króla przedstawiany jest w wielu, często zaskakujących, miejscach. Przedstawia aktualnego króla Vadżiralongkorna (Ramę X), panującego od 2016 roku, ale wzbudzającego kontrowersje swoim zachowaniem - dość powiedzieć, że już po naszym wylocie z Tajlandii, gdy rozpoczęła się epidemia, a Tajowie, jak większość świata, utknęli w swoim kraju, król wraz ze swoim dworem wybrał się do Niemiec i przebywał tam przez dłuższy czas (do tego stopnia, że szef niemieckiego MSZ Heiko Mass domagał się wyjaśnień, czy król Rama X rządzi Tajlandią z Bawarii. Gdyby okazało się to prawdą, byłoby to złamaniem międzynarodowych reguł). Podróże króla w lockdownie wzbudziły antymonarchistyczne protesty w Bangkoku, co było o tyle sensacją, że krytykowanie monarchy jest karane. Poprzedni król natomiast cieszył się powszechnym szacunkiem.
Tankujemy. Samodzielne tankowanie nie wchodzi w grę, na każdej stacji jest obsługa, która na czas tankowania na masce przed kierowcą umieszcza tablicę z regułami, informacją o tankowanym paliwie oraz, a jakże, reklamą.
Kolejna świątynia na naszej drodze: Wat Phrathat King Kaeng. A właściwie kompleks świątynny. Kolejny, do którego nie dotarlibyśmy bez własnego samochodu.
A dla zdjęć było warto.
Tu: zdobienia stupy przed świątynią.
Również i takie...
Sama świątynia...
...i jej przepięknie zdobione drzwi.
50 kilometrów dalej na północ - kolejna świątynia. Wat Mae Loi Rai. Tajlandia, jak widać, nie bardzo jest krajem dla osób, które nie lubią zwiedzać świątyń... My na szczęście lubimy.
Zwłaszcza, gdy są tak pięknie zdobione, jak ta.
Wnętrze również robiło wrażenie.
Wszechobecne rusztowania i materiały budowlane (oraz takie szkice na tynku) wskazywały na to, że jest to świeżo wybudowany obiekt.
Pan budowlaniec przyłapany na wklejaniu maleńkich lusterek w kolumny świątyni.
A my jedziemy dalej na północ - i wieczorem dojeżdżamy do Chang Rai, skąd już blisko do Birmy. O, przepraszam, Mjanmy.
Ale o tym już w kolejnej części relacji.
Będzie też trochę pornografii - takiej bardziej dla kobiet i homoseksualistów. Zapraszam.
c.d.n.
A my jedziemy dalej na północ - i wieczorem dojeżdżamy do Chang Rai, skąd już blisko do Birmy. O, przepraszam, Mjanmy.
Ale o tym już w kolejnej części relacji.
Będzie też trochę pornografii - takiej bardziej dla kobiet i homoseksualistów. Zapraszam.
c.d.n.