Witam po raz "b".:-)
Obiecane uzupełnienie.
Obiecane uzupełnienie.
Popełniłem drobny błąd - na tym zdjęciu powinna kończyć się część "a". Opis powinien brzmieć: "Pracownicy himalajskiego kamieniołomu pracujący przy budowie drogi. Wtedy jeszcze nic nie zwiastowało kłopotów, które miały wkrótce nadejść...". Załóżmy wiec, ze ten mejl tak się skończył, wszyscy jesteście po nieprzespanej nocy i z drżeniem rak włączacie o poranku komputer, żeby przeczytać, co tez takiego się stało.
...no, dobrze - przesadziłem...:-)
Może po prostu przejdę do opisu, co takiego się stało. Oczywiście za pomocą zdjęć.
I tak:
...no, dobrze - przesadziłem...:-)
Może po prostu przejdę do opisu, co takiego się stało. Oczywiście za pomocą zdjęć.
I tak:
Nasz młody kierowca był znakomity i pewnie oraz szybko prowadził busa z Manali do Leh. Zabrakło jedynie wyobraźni przy szybkim (zbyt) wjeździe na most, którego jezdnie stanowiły luźno ułożone stalowe płyty. Jedna z nich podskoczyła na tyle wysoko, ze urwała tłumik i zniszczyła sprzęgło....
Na zdjęciu kawałek układu wydechowego i kawałek mechanika.
Na zdjęciu kawałek układu wydechowego i kawałek mechanika.
Kilka kilometrów dalej, gdzie udało się dokulac na jednym biegu znajdowała się przydrożna restauracja.
Widoczna na zdjęciu....
Widoczna na zdjęciu....
W środku było bardzo przytulnie. Od lewej sympatyczny Francuz, miłośnik gry w polo, jak się po paru dniach okazało, moja współpodróżniczka Baha oraz równie sympatyczny Niemiec, miłośnik gry w kości, jak się po paru godzinach okazało.
Restauracje, a jak się po paru godzinach okazało, i hotel (widoczny również na zdjęciu dwa zdjęcia wstecz) prowadziła także sympatyczna rodzina nepalska. Na zdjęciu permanentnie rozbuchany nepalski synek.
Ponoć częstym problemem drogi z Manali do Leh (biegnącej nawet na wysokości 5300 mnpm! Z wysokością względną skrajni jezdni nad otaczającym terenem nawet do, na moje oko, 1000 - 1500 m!) są pijani kierowcy. Czy mężczyzna w zielonym turbanie, będący kierowca widocznej w tle ciężarówki, był pod wpływem alkoholu, gdy przyjechał wieczorem pod hotel/restauracje - tego nie wiem. Wiem jednak, ze po spożyciu piw odjechał. Jego koledzy byli niezdolni do prowadzenia już zawijając do przystani. Dzięki takim osobom wzdłuż większości dróg w Indiach (głównie wysokogórskich) pojawiają się charakterystyczne napisy, z których przytoczę tylko dwa: "After drinking whisky, driving is risky!" i "Drive on horse power, not rum power!".
A rano zrobiło nam się Boże Narodzenie. W hotelu było około zera, na szczęście był on wyposażony w ogromne ilości puchowych kołder. Problem jednak dopadł nas (prawie) wszystkich z innej strony: hotel położony był na wysokości 4300 mnpm. Od 3000 mnpm zalecana jest aklimatyzacja co kilkaset metrów, a na pewno skok w przeciągu 8 godzin o ok. 2400 m i pozostawanie na tej wysokości uważane jest za nierozsądne. No i odbiło się to na zdrowiach grupy... Najłagodniejsze objawy to lekki ból głowy. Mnie mocny trzymał przez kolejne 5 - 6 dni. Inni oberwali po żołądku i płucach. A powszechne było ogólne otępienie, brak łaknienia i generalnie woli do życia. Niemniej - bilans ostateczny: wszyscy przeżyli. I o to chodzi, i o to chodzi.
Teraz już będzie bez taniej sensacji.:-) Ot, drogowskaz w Himalajach.
Ot, himalajska ciężarówka. Marki oczywiście Tata. To ci od "Tetleya".
Kanion rzeki w Himalajach, widok z terenówki, która zabrała nas z hotelu po (no, ok - jeszcze odrobina sensacji...) 26 godzinach.
A to już widok na miejscowość Leh (3500 mnpm).
Urocze, krówskie stworzenie. Krowy hinduskie, które najczęściej spotykamy, są rozmiarów kompaktowych. Takie wyrośnięte psy. Wiec ich ingerencja w tkankę miejską jest mniejsza, niż się to może z pozoru wydawać.
Ulica Starego Miasta w Leh.
Piekarnia świeżego "roti", czyli hinduskiego chleba. Piec identyczny, jak na Zakaukaziu - świeże ciasto przyklejane jest do ścianek pieca będącego ściętym stożkiem z paleniskiem u podstawy i tam się piecze.
Znowu świątynia buddyjska (ten region Indii w takowe obfituje) i bęben modlitewny.
Wnętrze pałacu w Leh, odrobinkę nawiązującego architekturą (chociaż zdecydowanie nie tak imponującego) do Pałacu Potala w Lhasie, w Tybecie.
Właściwie nie wiem, jak to się stało, ze nie załączyłem zdjęcia samego pałacu. Obiecuje się poprawić następnym razem.:-)
Właściwie nie wiem, jak to się stało, ze nie załączyłem zdjęcia samego pałacu. Obiecuje się poprawić następnym razem.:-)
Znów uliczne psiaki. Do poprzedniej relacji dodam, ze urocze w dzień.. W nocy słychać, ze to one przejmują kontrole nad miastami. I wtedy biada zabłąkanej krowie, osiołkowi czy koniowi!
"- NON SHALL PASS!!!"
"-..."
"- THEN YOU SHALL DIE!!!"
(M. Python & The Holy Grail)
"-..."
"- THEN YOU SHALL DIE!!!"
(M. Python & The Holy Grail)
Widok spod pałacu w Leh. Ze zdjęciem nic nie robiłem - tam jest tak pastelowo.
Mała buddyjska gompa na tle ponadsześciotysięczników.
I to na tyle w przydługiej relacji nr 2. Wkrótce część trzecia.:-)
I to na tyle w przydługiej relacji nr 2. Wkrótce część trzecia.:-)