Sri Lanka, część 5
Ruszamy dalej - w kierunku Dambulli, wybierając boczne drogi. Dla odmiany, ale też i dlatego, że przy bocznych drogach jest ciekawiej.
Posąg Buddy w świątyni Pidurangala. Ech, te oskarżycielsko wycelowane świetlówki...
Przez las majaczy nam skała Pidurangala - ponoć świetny punkt widokowy na sąsiednią...
...Sigiriję, czyli Lwią Skałę.
Ogromną bryłę magmy, pozostałość po wulkanie. Na szczycie skały można zwiedzić pozostałość pałacu z V w. n.e. My jedziemy dalej, w kierunku...
...Dambulli. Sama Dambulla to zupełnie nieciekawe miasto, natomiast za miastem, w kierunku Kandy, jest coś, co warto odwiedzić.
Na początku wygląda to dość kiczowato, ale na pewno nie da się tego miejsca przeoczyć - Złota Świątynia i...
Na początku wygląda to dość kiczowato, ale na pewno nie da się tego miejsca przeoczyć - Złota Świątynia i...
...ogromny, ponad 30-metrowy złoty posąg Buddy.
Ale warto znaleźć w sobie siły i wydrapać się w górę, 160 metrów ponad poziom drogi, po kilkuset stopniach, w ponad 30-stopniowym upale.
Na górze w skale wykute jest pięć świątyń.
Spiętych podcieniami, znakomicie chroniącymi przed słońcem i upałem.
Pierwsza z nich to jaskinia Devaradża Viharaja, gdzie głównym posągiem jest leżący Budda długości 15 m.
Druga nosi nazwę Maharadża Viharaja i robi dość spore wrażenie swoimi rozmiarami i rzeźbami oraz zdobieniem sufitu jaskini.
Kolejne trzy to: Maha Alut Viharaja, Pachima Viharaja oraz Devana Alut Viharaja.
Łącznie we wszystkich świątyniach/jaskiniach umieszczono (lub wykuto) ok. 150 posągów Buddy.
Miejscem kultu miejsce to stało się w ok. I w. p.n.e., a kolejne posągi dokładane są do czasów współczesnych.
Klimatyczne miejsce, zdecydowanie warte odwiedzenia.
Jazda głównymi drogami w Sri Lance jest problematyczna nie tylko z powodu dużego, lewostronnego ruchu, pojazdów poruszających się we wszystkich kierunkach, włączających się do ruchu zupełnie niespodziewanie, zwierząt, motocykli pojawiających się znikąd, itp. Problematyczna jest również ze względu na największych szaleńców lankijskich dróg - kierowców autobusów. Poza terenem zabudowanym dozwolona prędkość dla samochodów osobowych to 70 km/h (w praktyce jest to ok. 90 km/h na prędkościomierzu), a dla autobusów i ciężarówek 60 km/h. Możecie jednak być pewni, że jadąc blisko 100 km/h zobaczycie we wstecznym lusterku szybko zbliżający się autobus marki Lanka Ashok Leyland lub innej Taty, który wkrótce zabierze się za wyprzedzanie was i prawie na pewno odcinek wybrany na wyprzedzanie nie będzie tym najbezpieczniejszym, jaki można wybrać. Oni są jak polscy przedstawiciele handlowi w połowie lat 90-tych - ciągle w pośpiechu.
Ciekawą sprawą dotyczącą ulic Sri Lanki było bardzo liczne występowanie Nissana Leafa. Na ulicach najpopularniejsze są jednoślady. Samochody to w większości pojazdy służące do zarabiania pieniędzy (półciężarówki, ciężarówki, samochody przedstawicieli handlowych, autobusy). Prywatne oczywiście też są, ale nie mają takiego procentowego udziału w ruchu samochodowym, jak w Polsce (czy ogólniej Europie). I z moich obserwacji wynika, że wśród prywatnych bardzo popularnym pojazdem jest właśnie Nissan Leaf - czyli samochód w pełni elektryczny (a mówimy o obserwacji w roku 2017, w kraju nieuważanym powszechnie za będący w awangardzie technologicznej czy ekologicznej). Wydaje mi się, że tych aut wśród prywatnych było ok. 10%. Możliwe, że mieli jakieś systemy dopłat, ale szczegółów nie znam.
Na takich drogach, jak na zdjęciu, autobusy też się zdarzały, jednak z trochę rozsądniejszymi kierowcami.
Ciekawą sprawą dotyczącą ulic Sri Lanki było bardzo liczne występowanie Nissana Leafa. Na ulicach najpopularniejsze są jednoślady. Samochody to w większości pojazdy służące do zarabiania pieniędzy (półciężarówki, ciężarówki, samochody przedstawicieli handlowych, autobusy). Prywatne oczywiście też są, ale nie mają takiego procentowego udziału w ruchu samochodowym, jak w Polsce (czy ogólniej Europie). I z moich obserwacji wynika, że wśród prywatnych bardzo popularnym pojazdem jest właśnie Nissan Leaf - czyli samochód w pełni elektryczny (a mówimy o obserwacji w roku 2017, w kraju nieuważanym powszechnie za będący w awangardzie technologicznej czy ekologicznej). Wydaje mi się, że tych aut wśród prywatnych było ok. 10%. Możliwe, że mieli jakieś systemy dopłat, ale szczegółów nie znam.
Na takich drogach, jak na zdjęciu, autobusy też się zdarzały, jednak z trochę rozsądniejszymi kierowcami.
Stąd, gdy mieliśmy możliwość wybrać boczną drogę, to z takiej możliwości korzystaliśmy. Zwłaszcza, gdy była to droga przez pola herbaciane w pobliżu Kandy.
Pola herbaciane to wzgórza, okolica się mocno zmienia. Ale o herbacie opowiem za chwilę.
Widoki świetne, ale ponieważ dzień długi, to znowu zmrok nas zastał na drodze. I po zmroku wjechaliśmy do Kandy i całego szaleństwa tego miasta. Jak to się stało, że Perodua przetrwała bez rysy wąskie i kręte drogi opasające wzgórza, na których położone jest Kandy, do teraz nie wiem. A trochę musieliśmy pokluczyć po drogach w poszukiwaniu hotelu, w którym mieliśmy zarezerwowany nocleg. Ja i tak byłem w dość dobrej sytuacji - siedziałem za kierownicą i miałem minimalne poczucie jakiegokolwiek, choćby i minimalnego, wpływu na swoją i mojej pasażerki sytuację. Daga, w Polsce dobry kierowca, w Perodui siedziała po stronie naszego kierowcy i nogi miała całe obolałe od wciskania nieistniejących pedałów gazu i hamulca (częściej hamulca). Jeden kłebek nerwów...
W hotelu dostaliśmy znakomitą kolację. To ważne, ponieważ z naszej obserwacji wynikało, że w tym kraju, poza miejscami stricte turystycznymi, wcale nie jest łatwo zjeść cokolwiek i kilkukrotnie musieliśmy oprzeć obiad na kilku pierożkach - samosach (smacznych, ale małoobiadowych).
Natomiast na następny dzień zjedliśmy już w mieście, w fantastycznie pomyślanym miejscu. Takie wiatki powstały w kilku miastach Sri Lanki, organizowane one są przez lankijskie Ministerstwo Rolnictwa. Zwie się to "Hela Bojun Hala", czyli "miejsce z tradycyjnym jedzeniem". Po jednej stronie są stanowiska z lokalnym jedzeniem, serwowanym przez miejscowe odpowiedniki kół gospodyń wiejskich, po drugiej proste plastikowe stoliki. Można to porównać do naszych barów mlecznych (sprzed lat) - jedzenie jest świeże, zróżnicowane oraz subsydiowane, więc kosztuje dosłownie grosze.
Natomiast na następny dzień zjedliśmy już w mieście, w fantastycznie pomyślanym miejscu. Takie wiatki powstały w kilku miastach Sri Lanki, organizowane one są przez lankijskie Ministerstwo Rolnictwa. Zwie się to "Hela Bojun Hala", czyli "miejsce z tradycyjnym jedzeniem". Po jednej stronie są stanowiska z lokalnym jedzeniem, serwowanym przez miejscowe odpowiedniki kół gospodyń wiejskich, po drugiej proste plastikowe stoliki. Można to porównać do naszych barów mlecznych (sprzed lat) - jedzenie jest świeże, zróżnicowane oraz subsydiowane, więc kosztuje dosłownie grosze.
Zdecydowanie warto! Chociaż smaki czasem dla odważnych (zwłaszcza to zielone...).
A skoro o jedzeniu - taka ciekawostka. Dżem melonowy o smaku... truskawkowym. Dostaliśmy go do śniadania w hotelu w Polonnaruwie.
Ulica w Kandy.
Intrygujący mężczyzna z pakunkiem. Parę metrów dalej pakunek rozpakował. W worku był wiklinowy kosz, w którym była... kobra. Pan w ten sposób zarabiał pieniądze - był zaklinaczem węży.
W samym centrum miasta na początku XIX wieku utworzone zostało sztuczne jezioro Kiri Muhuda. Jak widać, jest to teren chroniony, łowienie ryb jest zabronione.
Wyspa na jeziorze, która, zgodnie z legendą, pełniła funkcję haremu i kąpieliska i była połączona z pałacem podziemnym tunelem.
Kandy obecnie jest celem pielgrzymek buddystów, którzy na licznych straganach mogą kupić kwiaty. A celem jest, ponieważ mieści się tutaj...
...Świątynia Zęba (Dalada Maligawa), w której przechowuje się ponoć ząb Buddy.
Niegdyś świątynia była częścią kompleksu pałacowego.
c.d.n.
c.d.n.